Nie wiem jak wiele osob pamieta Pro-Pain ale na poczatku lat 90tych udalo im sie przejac spora czesc tzn nowej sceny hc, ktora skladala sie glownie z bylych metalowcow lub generalnie narybka alternatywnego, ktore glownie zywilo sie MTV. Taki to byl czas bowiem, ze na fali Biohazard i im podobnych MTV zaczelo niuchac gdzie lezy odrobina swiezosci i potencjalnego hajpu. Szal zaczeli robic goscie w szerszych gaciach ale z krotszymi wlosami. Ze niby sa gdzies deskorolki, troche zabawy a czasem bardziej polityczno-socjalny przekaz. Trwalo to tak pare lat i spora czesc zespolow nazwe teraz syfnikiem ale bylo pare, ktore lezaly gdzies na tej gornej polce, wbily sie w TV i wieksze trasy ale przy tym nagralo dobre plyty. A "Foul Taste Of Freedom" byl bardzo dobry.
Pro-Pain dobrze kombinowal. Mieli chwytliwe i drapiezne kawalki, troche popularnych wtedy temp i nie glupi przekaz. Zgrabnie to bylo wszystko zagrane i z jajem. Mieli natomist jeden powazny minus - ich frontmanem byl basista. Teraz - o ile nie masz na nazwisko Flanagan i nie pochodzisz z brudnych ulic NYC to bycie basakiem i wokalista jednoczesnie wizualnie nie wychodzi. I tak widzialem Pro-Pain chyba tylko raz na poczatku 90tych i bylo tak sobie glownie przez brak frontmana. Na dodatek grali chyba we trzech...
Tak czy inaczej, polecam bardzo ta plyte. Nie wiem jak odniesc sie do ich ostatnich dokonan. Stracilem zainteresowanie po kolejnej plycie a widzac okladke chyba ich ostatniej produkcji cos mi szepce w uszodoly, zeby sie scierwa nie tykac bo sobie wspomnienia zrujnuje.
Jeden z moich ulubionych kawalkow na tej plycie lecial tak:
No comments:
Post a Comment