Wednesday, July 22, 2009

Skurwialy dzien

Ten dzien zaczynal sie wcale nie tak jak sie mial skonczyc. Mialem plan. Kiedy pakowalem sie do merta w kierunku wschodniego Londynu mialem przed soba kilka godzin w HQ K-Swiss, hang out z Iwona i Pitolem i dwa gigi do obskoczenia. Nie moglo byc zle. 
Miejsce, ktorym pracowalem to miejscowka, ze ktora nie jeden moglby uciac leb, zeby w niej mieszkac. Przebudowany, pewnie ok 200 letni dom, ktory zachowal stary urok ale ma w sobie klimat nowoczesnego apartamentu. Jesli ktos zna troche wschodni Londyn to wie tez, ze okolica jest wyjatkowa. Tak czy inaczej po kilku godzinach w K-Swiss zaczelo mnie scinac i nagle okazalo sie, ze temperatura rozpierdala mi czaszke. Snulem sie i snulem do 14tej i zamiast spotkania z sympatyczna para musialem wbic sie w lozko liczac, ze kilka godzin pod koldra pomoze mi zebrac do kupy. Ani Pentagram ani Bad Brains co miesiac tu nie graja. Niestety, ani dragi i lozko, ani dobra wola i checi nic nie zaradzily na to scierwo, ktore mnie dopadlo. Nie przyszlo mi zobaczyc ani siersciuchow z Chile ani rastuchow, ktorym zielone wysypuje sie z kieszeni. Mialem za to ze 4 epizody True Blood i smrod wlasnego potu. Bardzo dziekuje za takie niespodzianki. 

PS. Mieszkam z gosciem, ktory wlasnie slucha glosno "Bede bral cie....gdzie?....w aucie...mnie?...cie...ehe".  Dwie plyty WarZone moga spokojnie zastapic cala kolekcje jego fatalnych empetrojek. 
A teraz pytanie apropos: jak znakomita jest ta koszulka?


No comments: